piątek, 24 stycznia 2014

Kinkiety inaczej, albo - jak dodać przestrzeni małej łazience

Tytuł post może wydawać się zagadkowy, bo... naprawdę, nie wiedziałam, jak go zatytułować. A sprawa jest bardzo prosta - możemy sobie marzyć o ogromnym domu z wielkim salonem kąpielowym, możemy odkładać na jego budowę do świnki-skarbonki (albo na lokatę ;)), możemy go w myślach urządzać... Ale nic nie zmieni tego, że - rozsądnie rzecz ujmując - sytuacja mieszkaniowa w Polsce nie wygląda różowo, i możliwości finansowe Polaków również nie... Dlatego większość z nas jednak wybiera mieszkanie w bloku - czy to z rynku pierwotnego, czy wtórnego - a te, jak na złość, "szczycą się" łazienkami o powierzchni mniejszej niż duże, małżeńskie łoże ;) Możemy oczywiście kuć, burzyć ściany, i - w efekcie finalnym - dodać naszej mini-łazieneczce pół metra powierzchni (kosztem szafy w przedpokoju), ale... to często niewiele zmienia, a zachodu z tym dużo. Dobrze jest więc zawczasu poszukać mniej inwazyjnych metod dodawania przestrzeni małym pomieszczeniom. Metody te są oczywiscie dobrze znane i przedstawiają się następująco:
  • stosuj jasne kolory
  • unikaj wyrazistych i dużych wzorów
  • zadbaj o dobre oświetlenie, najlepiej światłem dziennym (to oczywiście nierealne w blokowych warunkach - jeśli deweloper nie pomyślał o oknie, to już go nie wstawicie... ale przynajmniej użyjcie żarówek o naturalnym kolorze światła)
  • stosuj materiały o połyskliwej powierzchni, unikaj matów
  • pokochaj lustra
  • stosuj optyczne podziały przestrzeni poziomymi liniami - unikaj pionowych, które sprawią, że pomieszczenie wyda się wyższe i zaburzą jego proporcje
  • z umiarem stosuj barokowe ozdobniki
  • staraj się nie przeładować pomieszczenia meblami i sprzętami, stosuj meble o lekkiej konstrukcji, np. na nóżkach
Wydaje się proste? To spróbujcie nie przeładować meblami czterometrowej łazienki, do której wcisnięcie pralki to misja niemożliwa ;)

Dzisiaj chciałabym Wam pokazać fantastyczny sposób na połączenie punktu 3. i 5. - mowa tu lustrzanej ścianie - lub po prostu ogromnym lustrze - na którym zamocowane są kinkiety (otwory pod oświetlenie wykona Wam szklarz). Dzięki temu zabiegowi łazienka nie tylko wyda się dwa razy większa, ale również podwojeniu ulegnie ilość wprowadzonego do niej światła. Obejrzyjcie inspiracje i zdecydujcie sami - warto czy nie warto? A może znacie jeszcze inne sposoby na optyczne powiększenie łazienki?

PS. Tak, wiem - łazienki na inspiracjach mają więcej, niż cztery metry kwadratowe... ale zasada nadal działa, uwierzcie mi :)






To tylko wizualizacja, ale za to jaka piękna, prawda?




poniedziałek, 20 stycznia 2014

Kolorowe szuflady

Co tu ukrywać - jestem zachowawcza... Nie szaleję z modnymi ubraniami, bo najlepiej czuję się w klasycznej małej czarnej. Kolory to dla mnie terra incognita, bo małą czarna zwykle bywa czarna ;) Mój mały rozumek przez długi czas więc nie przyjmował do wiadomości, że w moim ponadczasowym stylu mogą pojawiać się kolory - które wszak kiedyś mogą wyjść z mody, i co ja biedna wówczas pocznę? ;) Ostatnio jednak zmienia się to... pomalutku, po odrobince, ale się zmienia. Zaczynam od drobiazgów - dodatków, biżuterii, letnich ubrań... Może kiedyś dojrzeję do tego, żeby zafundować sobie taką kolorową komodę? Muszę przyznać, że podobają mi się szalenie - szczególnie te z odrobiną koloru niebieskiego. Jeśli jednak nie zdobędę się na ten krok, to zawsze jest tez opcja szuflad w różnych kolorach naturalnego drewna. Równie piękne, ale nieco bardziej neutralne. 
Taką komodę można sobie oczywiście zrobić samemu - często mamy w domach meble z naturalnego drewna, takiego jak sosna czy buk, które są dość tanie, więc idealne jako mebelki tymczasowe, np. do pokoju dziecięcego lub do wynajętego mieszkania. Małe puszeczki farb również nie kosztują dużo, więc niewielkim kosztem możemy odmienić wygląd naszych wnętrz. Z pomocą programu graficznego z łatwością przygotujecie projekt - nie będzie wpadki z źle rozplanowanymi kolorami ;) 
Na przedstawionych inspiracjach rzuca się w oczy to, że szufladki są rozplanowane pozornie przypadkowo, i zawsze ich fronty oddzielone są od siebie białymi lub brązowymi częściami mebla. Uważam jednak, że najprostsza komoda o 4-5 dużych szufladach również ładnie by się prezentowała np. w gradiencie rożnych odcieni tej samej barwy.
A Wam jak się podobają? Postawiłybyście taki mebel u siebie w domu?


wtorek, 14 stycznia 2014

Stoły art déco

Wydaje mi się, że naturalną koleją rzeczy jest pewnego rodzaju ewolucja naszych wnętrzarskich upodobań. Nasz styl się zmienia, czasami diametralnie, częściej jednak - odkrywamy nowe style, motywy, wzory i kolory, i dołączamy je do naszego zbioru "rzeczy idealnych". Czasami też to, co początkowo nie wzbudzało naszego zachwytu, stopniowo zagnieżdża się w naszych głowach i zostaje tam już za zawsze... jako obiekt pożądania i nieustannej tęsknoty :) Czasem ten obiekt pojawia się nagle, a czasem rodzi się latami w bólach i pomyłkach...
Tak też było ze mną. Dawno, dawno temu, w czasach niemal dziecięcych, zapałałam wielką miłością do topornych, surowych drewnianych stołów. Takich trącących ludowym prymitywizmem wiejskiej chaty - uwierzylibyście? Potem ten stół z grubych, surowych desek przeobraził się w mojej głowie w subtelny rustykalny mebel o toczonych, bielonych nogach. Przez bardzo długi okres czasu nie wyobrażałam sobie posiadania innego stołu. Potem odkryłam coś podobnego w formie, a jednak zupełnie odmiennego w kolorze - drewniany blat z czarnymi nogami. Również toczonymi, lub na kopytkach... Nadal był to stół prostokątny i czteronożny. Był to okres stosunkowo niedawny (zwłaszcza gdy porównamy go z początkowym etapem "stołu topornego") , gdy odkryłam istnienie mebli innych niż białe ;) Potem pojawił się serial "Dexter" i cudowny stół Evelyn Vogel - pokazywany już tutaj. Gdzieś tam w międzyczasie jeszcze pojawiały się na mgnienie oka stalowe stoły o czarnych, Szklanych blatach lub glamouropodobne plastikowe potworki. Ach te błędy młodości ;) Niedługi czas później, pod wpływem kilku przypadkowo usłyszanych zdań i obejrzanych obrazów, w moim mózgu nastąpił kompletny misz-masz, przetasowanie wartości i - niemal samoistnie - narodził się nowy styl. Na szczęście okazał się on już istnieć, mieć nazwę, i być całkiem znanym ;) Mowa tu oczywiście o tytułowym art déco. Dziś nie wyobrażam sobie, abym przy urządzaniu mieszkania mogła pominąć okrągły art-decowski stół. Mam nadzieję, że i Wam przypadnie do gustu :)



W nieco bardziej nowoczesnej formie, idealny jako stolik-pomocnik.

Konsola art deco i genialny sposób na powiększenie przestrzeni ogromnych lustrem (przy okazji zyskujemy dwa razy więcej kwiatów niż w rzeczywistości ;))

środa, 8 stycznia 2014

Mebel z detalem - kołatka na fotelu

Z całą pewnością często widujecie piękne meble - czy to na internetowych inspiracjach, na sklepowych wystawach, lub (taką mam nadzieję i tego Wam życzę - we własnych domach). Ale czy zastanawiacie się, skąd bierze się ich piękno? Odpowiedź jest złożona - to doskonałe proporcje, najwyższej klasy materiały, piękny kolor i... tak,  detale. Drobiazgi, które odróżniają dany mebel od innych, podobnych. Cos oryginalnego, przykuwającego wzrok - ale jednoczesnie nie przytłaczającego całości, która musi pozostać harmonijna.
Jednym z takich zachwycających mnie detali są kołatki - ale nie na drzwiach, w postaci mosiężnego lwa z kółkiem w paszczy ;) a na meblach tapicerowanych. Chromowana lub niklowana kołatka na plecach waszych foteli lub tapicerowanych krzeseł doda im szyku i oryginalności, a w dodatku sprawi, ze ten nudny zwykle i nieatrakcyjny tył mebla można będzie bez obawy wystawić na pokaz (to kolejny sposób na to, jak odsunąć meble od ściany!).

Bardzo podobają mi się kołatki na oparciach niskich krzeseł. Połączenie z gwoździami tapicerskimi również pasuje tu idealnie.
Kolejny doskonały przykład: kołatka + gwoździe tapicerskie.

To krzesło wyglądałoby nieciekawie, tanio i nieco "klubowo" - gdyby nie kołatka. Na szczęście jest i ratuje sytuację ;)



Naturalna tkanina obiciowa, postarzane - zarówno w kolorze jak i w fasonie - nóżki... A jednak to krzesło nie jest tak sielsko francuskie, jak byłoby bez kołatki.

Na tej inspiracji zachwyca mnie piękny kolor krzeseł- to chyba ten typ tkany do głaskania, który ma różne kolory w zależności od ułożenia włosków ;)
A to krzesło, które pokazuję jako przestrogę ;) ma wszystko - kołatkę, wzorzysty materiał, gwoździe tapicerskie i masywne, "grube" zakończenie oparcia. Już tylko giętych nóżek mu brakuje... Za dużo grzybów tm barszczu, nie sądzicie?